sobota, 10 listopada 2012

Rozdział 2

trochę późno, ale jest. Mam nadzieję, że się spodoba :)


~~ * ~~

Operacja, choć ciężka zakończyła się pomyślnie. Wszyscy zrobili, co mogli, by pomóc pacjentowi. Teraz pozostało jedynie czekać i doglądać, czy wszystko przebiega tak, jak powinno. Hermiona odetchnęła opadając na fotel w swoim gabinecie. Była wykończona. Odesłała Malfoya do domu. Buntował się, ale powiedziała mu, że bardziej jej się przyda na nocnym dyżurze, więc grymasząc niczym pięciolatek wrócił do domu. Ciche pukanie do drzwi przerwało jej zadumę. W szparze pojawiła się ruda czupryna.

- Wejdź George. Czekam na ciebie.

Mężczyzna wszedł do gabinetu ze spuszczoną głową. Doskonale wiedział, co go teraz czeka.

- Czy wam do reszty odbiło? Zamieniliście się na mózgi z gumochłonem? Przecież wszyscy wiedzą, że tych dwóch składników pod żadnym pozorem nie należy łączyć. Jak mogliście być tak lekkomyślni? Fred mógł zginąć- wyrzuciła z siebie dziewczyna, dając upust napięciu, które towarzyszyło jej odkąd ujrzała rudą czuprynę na łóżku szpitalnym.
- Wiem Hermiono, naprawdę. Szukaliśmy zamiennika, ale Fred nie chciał czekać dłużej i postanowił zaryzykować. Nie zdążyłem go powstrzymać.
- Mogliście zgłosić się do mnie. Przecież wiesz, że wiem całkiem sporo na ten temat a jeśli nie mam czegoś w głowie, to wiem, gdzie tego szukać.

W gabinecie zapadła cisza przerywana ich miarowymi oddechami. Hermiona przymknęła powieki próbując uspokoić myśli. Było tak blisko. Jeszcze chwila i nie mieliby kogo ratować.

- Co teraz z nim będzie?- zapytał po chwili George zerkając na kobietę niepewnym wzrokiem.
- Będzie musiał zostać tutaj przynajmniej dwa tygodnie na obserwacji. Musimy się upewnić, że wszystko goi się tak, jak powinno. A później pomyślimy, co dalej z nim zrobić. Mam nadzieję, że to chociaż na trochę ostudzi jego temperament.

Dziewczyna sama w to nie wierzyła. Nic nie było w stanie powstrzymać tej dwójki przed eksperymentowaniem. Żyli, by kombinować. Oby to kombinowanie nie pozbawiło ich w końcu życia. Po krótkiej rozmowie na temat tego, co rudzielcowi wolno a czego nie, Hermiona została sama w pokoju. George poszedł czuwać przy bracie, który niedługo powinien się wybudzić. Musiała coś zrobić, żeby uchronić ich przed najgorszym. Tylko co? Mogła im zaproponować pomoc, ale czy uda jej się wcisnąć cokolwiek w napięty grafik i nadzór nad Malfoyem? Musiała to dobrze przemyśleć. Zebrała swoje rzeczy i ruszyła do domu. Potrzebowała odrobiny snu przez nocnym dyżurem. Miała nadzieję, że w tym czasie nikt nie będzie jej pilnie potrzebować na oddziale.



Te kilka godzin przeminęło nadspodziewanie szybko. Gdy wróciła do szpitala na swoją zmianę Draco już na nią czekał z plikiem kart do uzupełnienia i podpisania.

- Długo czekałeś?- zapytała otwierając drzwi swojego gabinetu i wpuszczając go do środka. Położył papiery na biurku i rozsiadł się wygodnie w jednym z foteli.
- Przyszedłem może z pół godziny przed tobą. Byłem zapytać, co z mamą i zeszłem tutaj. Przywitał mnie ten oto plik kartek.- Wskazał dłonią na biurko. Hermiona westchnęła cicho. Miała nadzieję, że blondyn raz dwa wszystko pojmię i będzie mógł jej pomagać także w kwestii papierkowej.
- Później się tym zajmę. Wiadomo, co z twoją matką?
- Nie chcieli mi powiedzieć nic konkretnego- powiedział ponuro chłopak. Dziewczyna pokręciłą głową. Jak bardzo lubiła swoją pracę i ludzi z urazówki, tak ci z oddziału zamkniętego byli jacyś dziwni. Nie dało rady się z nimi porozumieć. Za zamkniętymi drzwiami stworzyli swój własny świat i naprawdę niewiele osób do niego wpuszczali. Hermiona zaliczała się do tego zacnego grona.
- Zrobię obchód, sprawdzę, jak się mają rany Weasleya i pójdę się dowiedzieć, co z Narcyzą. Tymczasem ruszaj swój arystokratyczny tyłek, bo idziesz ze mną na spacerek. Pewnie znienawidzisz obchód tak, jak większość uzdrowicieli.
- Ty się mojego arystokratycznego tyłka nie czepiaj, bo jest bez skazy- powiedział Draco udając urażonego. Hermiona zaśmiała się cicho kręcąc głową. Gdyby ktoś trzy lata temu powiedział jej, że dogada się z Malfoyem, to z miejsca odesłałaby go właśnie tutaj. Na piętro z oddziałem zamkniętym. Patrząc na to teraz nie widziała w tym nic dziwnego. Mogłaby nawet rzec, że z blondynem ma lepszy kontakt niż ze swoimi przyjaciółmi, którzy kompletnie o niej zapomnieli. Ciekawiło ją, czy Ron pofatyguje się chociaż, by odwiedzić brata.

Zarzuciła na ramiona fartuch i ruszyła na obchód. Lubiła tą część swojej pracy i chyba stanowiła wyjątek. Podobało jej się, że ma kontakt ze swoimi pacjentami. To czyniło jej pracę mniej przedmiotową. W końcu miała im pomagać i miło było usłyszeć słowa wdzięczności za okazaną troskę. Draco dzielnie kroczył obok niej, co chwilę zerkając jej przez ramię i sprawdzając, kogo mają następnego na liście.

- No to został nam tylko rudzielec- powiedziała Hermiona uśmiechając się delikatnie. Na twarzy blondyna pojawił się grymas. Dziewczyna otwarła dzrzwi do pokoju, w którym leżał Fred.
- Jak się czujesz?
- Byłoby lepiej, gdybym nie musiał oglądać tej tlenionej mordy na dobranoc- powiedział słabym głosem chłopak. O dziwo Draco nie zareagował na te słowa. Podszedł do łóżka i wykonał wszystkie podstawowe badania. Przekazał Hermionie wyniki i opuścił pokój mówiąc, że przejrzy karty, które zostały w gabinecie i uzupełni to, co zapamiętał z obchodu.
- Mógłbyś być grzeczniejszy, dzięki niemu tak szybko mogłam się tobą zająć. Jak na bardzo chorego nie brak ci energii do wkurzania ludzi. Parę osób się na ciebie skarżyło- powiedziała dziewczyna siadając na skraju łóżka.
- Tak już czasem bywa- odparł rudzielec wzruszając ramionami. Jego twarz powoli wracała do normy. Niemal cała opuchlizna już zeszła. Tu i ówdzie rany zabliźniały się pozostawiając po sobie delikatny, niemal nie dostrzegalny ślad. Hermiona była dumna z pracy, którą wspólnymi siłami wykonali. Chłopak bez większych problemów będzie mógł wrócić do życia, które wcześniej wiódł.
- I co ja mam z tobą zrobić?- zapytała, patrząc na niego z rezygnacją.
- Nic nie musisz robić. Tylko wypuść mnie do domu, żebym mógł dalej eksperymentować.
- Po moim trupie. Od teraz nie będziesz przeprowadzał absolutnie żadnych eksperymentów na substancjach niestabilnych bez mojego nadzoru. Nie zamierzam odwiedzać cię na cmentarzu.
- Za bardzo się przejmujesz- mruknął rudzielec. Wcale nie podobał mu się pomysł nadzoru. Nie miał przecież pięciu lat. Nawet ich matka nie przejmowała się tym, co razem z bratem wyczyniali. Oboje przestali się liczyć, odkąd Ron stał się wysoko postawionym pracownikiem Ministerstwa. Zupełnie, jakby został jedynakiem. Parę razy dostali nawet lisy od Ginny, w których pytała, czy wszystko w domu wporządku, bo od dwóch tygodni czeka na odpowiedź od mamy. List oczywiście dotarł, ale zapodział się w stercie innych, które dostała od Rona i znajomych, gratulujących jej tak dobrze sytuowanego syna.

- Fred rozejrzyj się. Jedyną osobą, która przejęła się twoim losem był George. Teraz odpowiadam za ciebie ja. Kto inny ma zadbać o to, byście się oboje nie pozabijali?
- Ale musisz pracować- próbował bronić się chłopak. Aż za dobrze pamiętał, jak surowa była Hermiona. Doceniał jej troskę, choć uważał za zbędną i zagrażającą ich rozwijaniu się.
- Draco niedługo otrzyma tytuł uzdrowiciela i przejmie część moich obowiązków. Już teraz całkiem sporo robi i to sam z siebie. A biorąc pod uwagę ostatnie zdarzenia na pewno będzie mu zależało, by jak najszybciej osiągnąć pełne uprawnienia.

W pokoju zapanowała cisza. Rudzielec założył ręce na piersi w akcie protestu. Wiedział doskonale, że niczego tym nie wskóra. Świat był okrutnie niesprawiedliwy. Byli tak blisko wynalezienia czegoś, na co do tej pory nikt jeszcze nie wpadł. Teraz ich badania będą trwać wieki. Hermiona śmiała się w duchu z miny Freda. Była w stanie wyobrazić sobie, jak teraz przeklinał ją w myślach. Niestety niewiele mógł w tej kwestii zrobić. Albo zgodzi się na jej nadzór, albo ona zadba o to, by nie mieli dostepu do niezbędnych składników.

- Nienawidzę kobiet, które mają za wiele władzy- mruknał poddając się. Dziewczyna zachichotała.
- Nie mam za wiele władzy, jak to ująłeś. Po prostu mam chody tam, gdzie trzeba- posłała mu promienny uśmiech i wyszła z pokoju. Musiała jeszcze dokończyć wypisywać karty. Ciekawiło ją, jak wiele zdołał uzupełnić blondyn. Nagle przypomniała sobie, że miała coś jeszcze załatwić. Skręciła w prawo i ruszyła w stronę korytarza prowadzącego na oddział zamknięty.

Dopiero widok Narcyzy Malfoy przywiązanej do łóżka uświadomił jej, jak wielką przysługę zrobili Draconowi pracownicy tego oddziału, nie wpuszczając go tutaj. Ten widok na pewno by go załamał. Krótka rozmowa z dyżurnym uzdrowicielem dała jej wgląd na obecny stan kobiety. Wymienili parę fachowych uwag, dziewczyna podsunęła pomysł zastosowania terapii łączonej, której do tej pory nie wyprobowano na kobiecie, wciąż uspokajając ją zaklęciami, po czym pożegnała się i udała do swojego gabinetu.

Blondyn dzielnie wypisywał dane w kartach. Pochylał się tak nisko, że niemal dotykał nosem blat biurka. Dziewczyna weszła po cicho do środka i zasiadła na wygodnym fotelu, który wcześniej zajmował Draco. Przyglądała mu się w ciszy. Z każdym dniem zaskakiwał ją coraz bardziej. Intrygowało ją, jak różny potrafi być.

- Co z rudzielcem?- zapytał niby od niechcenia, nawet nie unosząc wzroku znad obecnie wypisywanej karty.
- Jest załamany. Zabroniłam mu eksperymentowania bez mojego nadzoru.
- Jak zamierzasz go pilnować, skoro niemal mieszkasz tutaj?- zapytał, wreszcie na nią spoglądając. W jego oczach czaiła się obawa. Chwilę zajęło dziewcznie zrozumienie, skąd się wzięła.
- Jeszcze troche sobie poleży grzecznie w łóżeczku. Do tego czasu ty uzyskasz tytuł uzdrowiciela i przejmiesz część moich obowiązków a wtedy ja znajdę chwilę, by brać udział w ich szaloncyh zabawach.

Chłopak przez chwilę milczał, analizując jej słowa. Nie do końca rozumiał jej motywy.

- Dlaczego chcesz im pomóc? Nigdy nie byliście specjalnie blisko. Trzymałaś się z Wiewiórem i Zbawcą świata. Czasem jeszcze plątała się przy was ta mała, jak jej tam- powiedział patrząc na nią uważnie.
- Są częścią mojego świata. Za wiele osób straciłam podczas wojny, jeszcze więcej odeszło ode mnie lub zapomniało, że ktoś taki jak ja istnieje. Nie chcę tracić tego, co wciąż mam w zasięgu wzroku- powiedziała cicho Hermiona. Choć tak bardzo się starała, nie potrafiła przejść obojętnie obok tego, jak potraktowali ją przyjaciele. Po tym wszystkim, co razem przeszli wierzyłą, że ich przyjaźń nigdy się nie skończy. Nie była w stanie przewidzieć, że tak błahy powód zaważy na latach, podczas których wspólnie stawiali czoła nieznanemu, by w końcu doprowadzić do upadku Voldemorta.

- Może to najwyższy czas, by znaleźć sobie nowych przyjaciół- powiedział cicho blondyn. Przez jego twarz przebiegł cień uśmiechu.
- Pewnie masz rację. Może to chore, ale cieszę się, że tutaj trafiłeś, Draco- rzekła spoglądając na chłopaka, który powrócił do swojej pracy. Westchnęła cicho, zebrała wypisane już karty i udała się do dyżurki.
- Ja też się cieszę, że tu trafiłem- wyszeptał chłopak, gdy za Hermioną zamknęły się drzwi. Wreszcie udało mu się znaleźć miejsce dla siebie, gdzie był akceptowany i szanowany. Nigdy nie sądził, że to wszystko i jeszcze więcej będzie zawdzięczać komuś, kto tak wiele razy przez niego cierpiał. Swoją ciężką pracą i pomocą chciał wynagrodzić jej lata poniżania. Był wdzięczny Merlinowi, że dziewczyna okazała się być lepszym człowiekiem od niego. Mimo władzy, którą nad nim miała, nie wykorzystała jej, by się zemścić. Wręcz przeciwnie. Ofiarowała mu pomoc, wsparcie i wstawiła się za nim, czyniąc ze szpitala jedyne miejsce, w którym czuł się naprawdę dobrze. Nie potrafił pojąć, dlaczego Potter i Weasley zrezygnowali z przyjaźni z tak wspaniałą osobą.
- Idioci- mruknął do siebie. Westchnął spoglądając na stos kart przed sobą i ponownie zabrał się do ich wypisywania.
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X