niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 7

Witam. Mam nadzieje, że nowy rozdział przypadnie wam do gustu. Ja jestem bardzo z niego zadowolona :)




Freda rozpierała nieopisana radość. Gdyby mógł, zatrzymałby czas. Chciał napawać się tą chwilą do końca swoich dni. Chciał czuć jej drobne ciało wtulone ufnie w jego ramiona. Chciał, by obdarzała go uśmiechami i spojrzeniami. Chciał, by owiewał go jej ciepły śmiech. Chciał mieć ją blisko siebie.

Wciąż szukał odpowiednich słów, by powiedzieć jej o tym, co czuł. Za każdym razem, gdy myślał, że jest blisko głos zamierał mu w gardle a on był zdolny tylko do tego, by marzyć o jej bliskości.

Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla niego znaczyła. Wieczorami odtwarzał jej obraz w myślał. Każdy pieg, delikatne zmarszczki wokół oczu, zmarszczony w niezadowoleniu nos. Nanosił każdy najmniejszy detal, by niczego nie pominąć. Żadnej małej rzeczy, która była potrzebna do dopełnienia całości jej idealności. Sam w to nie wierzył, ale chyba się zakochał. Pierwszy raz w życiu.


Hermiona spojrzała na siebie krytycznie w lustrze. Kolejna rzecz, w której wyglądała okropnie. Nienawidziła swoich ud i brzucha, które odznaczały się w każdych obcisłych spodniach czy spódniczce. Dlaczego Bóg pokarał ją taką właśnie budową? Nie mogła być szczupłą blondynką z nogami do nieba? Zrezygnowana zdjęła z siebie spodnie i postanowiła po raz kolejny zaufać swojej ulubionej, zwiewnej sukience. W niej wszystkie niedoskonałości były ukryte. Uśmiechnęła się zadowolona do swojego odbicia i wyszła z mieszkania. Nie wiedziała, co ostatnio się z nią działo, ale nie potrafiła przestać się uśmiechać. Cała promieniała zupełnie, jakby była... jakby była zakochana. Ale czy to możliwe? Przecież praktycznie nic o nim nie wiedziała. To wszystko działo się tak szybko. Czy on mógł czuć do niej to samo? Przecież pamiętał ją jako denerwującą jedenastolatkę, która wszystko wiedziała najlepiej. Nagle przypomniała sobie o spotkaniu, które odbyło się jakiś czas temu. O tych tajemniczych błyskach i zazdrości, która przemawiała przez rudzielca. Czy to możliwe, że już wtedy coś do niej czuł?

Przymknęła oczy, by przypomnieć sobie ciepło, które czuła będąc w jego ramionach. To było tak, jakby wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Czy to było właściwe uczucie? Mogła sobie na nie pozwolić?



- Wybacz spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałeś długo – powiedziała dziewczyna zajmując miejsce naprzeciwko rudzielca i i uśmiechając się do niego przepraszająco.
- Przed chwilą przyszedłem. Nie masz się o co martwić – odparł spokojnym głosem. Nie mógł nacieszyć oczu jej widokiem. W tej sukience wyglądała tak niewinnie. Pewnie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Więc... O czym chciałeś ze mną porozmawiać?

Fred wziął głęboki wdech i spojrzał jej w oczy. Przez chwilę milczał szukając odpowiednich słów, które cały czas wymykały mu się. Dostrzegał w jej spojrzeniu niepewność. Czy to możliwe, że domyśliła się wszystkiego? Że już wiedziała?

- Chciałem porozmawiać o nas. O tym, co do ciebie czuję.

Dziewczynie serce zabiło szybciej. A więc miała rację, on coś do niej czuł. I chciał z nią o tym porozmawiać. Czy mógł trafić na lepszy moment? Przecież raptem pół godziny temu zdała sobie sprawę z uczucia, które zrodziło się w jej sercu. Może ta rozmowa pozwoli jej wszystko zrozumieć i poukładać. Pełna wątpliwości czekała na dalsze słowa chłopaka.

- Pewnie się wygłupię, ale muszę ci to powiedzieć. Nie mam siły dłużej tego ukrywać. To z każdym dniem staje się silniejsze i przestaje nad tym panować. Zakochałem się w tobie i uznałem, że powinnaś to wiedzieć.

Zapadło niezręczne milczenie. Hermiona układała sobie w głowie wszystko to, co usłyszała, co czuła, czego się domyślała. Pierwszy raz od dawna jej myśli opanował chaos, którego nie potrafiła opanować. Uniosła twarz, by spojrzeć na rudzielca, który patrzył na nią z nadzieją. Co miała mu powiedzieć? Przyznać się? Czy była w stanie udawać?

- Fred ja... Boje się. Straciłam tak wiele osób. Nie chcę przez jakieś nieporozumienie stracić i ciebie.
- Co czujesz Hermiono? Czujesz to samo, co ja?
- Chyba tak. Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Fred zależy mi na tobie i nie chcę cię rozczarować. Może dajmy temu czas i zobaczmy, co się wydarzy?
- Brzmi jak plan.

Twarz rudzielca rozpromienił uśmiech. Chwycił dłoń Hermiony, która leżała na stole i ucałował ją delikatnie.

- Może powinniśmy coś zamówić zanim nas stąd wyproszą?
- Brzmi jak plan.



Nie wiedziała, czy to był sen, czy rzeczywistość, ale była szczęśliwa. Miała nadzieję, że to nie wpłynie na jej relacje z bliźniakami czy Draconem. Nie chciała, by panowała między nimi niezręczna atmosfera. Postanowiła z samego rana odwiedzić szpital i porozmawiać z blondynem. W końcu był jej przyjacielem. Powinien dowiedzieć się tego od niej. A im szybciej to zrobi, tym lepiej.


- Masz teraz chwilę? - zapytała stając w progu swojego gabinetu z dwoma kubkami świeżej kawy.
- Czytasz mi w myślach.

W ciszy udali się na tyły szpitala, gdzie zawsze spędzali przerwy. Zajęli swoją ulubioną ławkę i przez chwilę sączyli kawę w absolutnej ciszy.

- Chciałaś o czymś pogadać, czy po prostu się stęskniłaś za mną?
- I jedno i drugie.
- A więc słucham.
- Chyba jestem z Fredem.

Blondyn spojrzał na nią niepewnie. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Widział, że Freda ciągnęło do niej i był ciekawy, kiedy coś z tym zrobi. Ale dostrzegał na twarzy przyjaciółki zagubienie i obawę. Zupełnie, jakby spodziewała się, że on potępi ją za to, co właśnie usłyszał.

- Jesteś szczęśliwa?
- Tak.
- Więc nie martw się tym, co ludzie powiedzą. Zasłużyłaś na to. Fred to porządny facet i nigdy cię nie zrani. Nikt nie pokocha cię tak, jak on. A ja ciesze się, że wreszcie ruszył tyłek i przyznał się do tego, co czuje.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Czyżby wszyscy oprócz niej dostrzegali uczucie, którym darzył ją rudzielec?

- Dziękuję Draco. Chyba potrzebowała to usłyszeć – powiedziała cicho przytulając się do blondyna.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- I wzajemnie.


Wszystko miało swój początek i koniec w małych rzeczach, które osobno nic nie znaczyły, ale razem dawały dziewczynie to, co nazywamy szczęściem absolutnym. Kochała, była kochana i miała oddanych przyjaciół, z którymi mogła dzielić swoje szczęście. Nad jej życiem zaświeciło upragnione słońce. Rozpoczęła nowy rozdział zostawiając za sobą to, co mogło zburzyć jej szczęście. Teraz liczyła się tylko ona i trzej mężczyźni, którzy zawładnęli jej światem.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 6

Serdecznie przepraszam was za moją nieobecność, ale straciłam całkiem kontakt ze światem (nie mam internetu na mieszkaniu) i tylko w niektóre weekendy będę mogła się do was odzywać. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :)




Dzień był pochmurny i wszystko wskazywało na to, że niedługo spadnie deszcz. Hermiona z niezadowoloną miną przekraczała próg swojego gabinetu. Powinna mieć dzisiaj wolne, ale pół godziny temu dostała telefon, że Draco nie stawił się w pracy, więc musi go zastąpić. Opadła na swój fotel i sięgnęła po notatki, które wczoraj zostawił jej Draco, by w wolnej chwili do nich zajrzała. Miała nadzieję, że blondyn po prostu zaspał i lada moment zjawi się w jej biurze przepraszając i odsyłając ją do domu. Miała już plany na ten dzień i nie obejmowały one nadprogramowych godzin na izbie przyjęć.

Zerknęła na zegar wiszący przy drzwiach. Nadszedł czas na obchód, a Dracona nadal nie było. Powoli zaczynała się martwić. On nigdy nie opuścił dnia pracy. Nigdy nawet nie wyszedł wcześniej. Zawsze zostawał po godzinach. Z każdą kolejną myślą niepokoiła się bardziej. W końcu postanowiła przerwę na lunch poświęcić na odwiedziny w jego rezydencji.



Fred niespokojnie krzątał się koło kociołka. Chciał zaskoczyć Hermionę postępami, które były w dużej mierze jej zasługą. Liczył, że odwiedzi ich wieczorem razem z tlenionym tak, jak to sobie zaplanowali na początku tygodnia. Ognista whisky już się chłodziła, a pyszności, które zamówili w Trzech Miotłach lada moment powinny dotrzeć, by cierpliwie czekać na przybycie gości. Choć wciąż nie podobały mu się stosunki panujące między Hermioną a Draconem to musiał je zaakceptować. Widział, że dziewczynie zależy na tym, by blondyn czuł się dobrze chociaż w jej towarzystwie. W sumie to nawet go polubił. Tylko ta cholerna zazdrość, która wzięła się nie wiadomo skąd i dusiła go za każdym razem, gdy widział, jak ona uśmiecha się do niego w ten szczególny sposób.

- Jesteś idiotą – skarcił się kręcąc głową i zaglądając do bulgoczącego kociołka. Hermiona mogła przebierać w mężczyznach. Wątpił, że kiedykolwiek wzięłaby go pod uwagę. On sam do niedawna nie myślał o tym w ten sposób, ale coś się zmieniło. I to owe coś utrudniało mu dalszą współpracę z dziewczyną. Coraz trudniej panował nad emocjami, które wyrywały się jego wnętrza za każdym razem, gdy ona była obok.

- Bracie wszystko ok? - zapytał George wchodząc do laboratorium. Od jakiegoś czasu widział, że coś się z nim działo i chyba domyślał się co, ale nie chciał wyciągać pochopnych wniosków. Czekał, aż brat sam mu powie, o co chodzi.
- To nic takiego George. Poradzę sobie z tym.
- W porządku. A jak masz mały projekt?
- Niemal ukończony. Myślę, że Hermiona będzie z nas dumna.
- Na pewno.



Wreszcie nadeszła długo wyczekiwana przerwa na lunch. Hermiona niemal w locie zrzuciła z siebie szpitalny fartuch i pobiegła w miejsce deportacji, by jak najszybciej dostać się do Malfoy Manor. W duchu modliła się, by on tam był. I lepiej, żeby miał dobre wytłumaczenie.
Po chwili stała przed wielką, mosiężną bramą, za którą wiła się żwirowana alejka wiodąca wprost do wejściowych drzwi. Niepewnie uchyliła wrota i ruszyła przed siebie. Co prawda była tu już parę razy, ale i tak czuła się niczym intruz. Rozglądała się uważnie, choć wiedziała, że odkąd matka Malfoya znajduje się w szpitalu nikt prócz niego nie zamieszkuje posiadłości. Miała wrażenie, że minęły wieki, zanim wreszcie dotarła do drzwi. Zastukała kołatką i oczekiwała. Po drugiej stronie odpowiedziała jej cisza. Zastukała jeszcze raz. Znowu nic. Zdenerwowana wyjęła różdżkę z zamiarem wyważenia drzwi, gdy spostrzegła, że są lekko uchylone. Jeszcze bardziej zaniepokojona pchnęła je mocniej. Z cichym skrzypnięciem otwarły się na wystarczającą szerokość, by mogła wejść do środka. To, co zastała w holu sprawiło, że serce na moment jej stanęło. Wszystko było powywracane, połamane i zniszczone. Obrazy smętnie kołysały się na ścianach gotowe lada moment spaść. Niepewnie przeszła na wywróconym stoliczkiem i zajrzała do salonu. Zastała tam podobny widok do tego, który parę tygodni temu zmusił ją do zabrania matki Dracona na oddział zamknięty. Jednak jego nigdzie nie było.

- Draco?! - zawołała w przestrzeń sama nie wiedząc, po co to robi. To była olbrzymia posiadłość. Jeśli coś mu się stało to może nie zdążyć znaleźć go na czas. Posłała patronusa po bliźniaków mając nadzieję, że jej pomogą i rozpoczęła poszukiwania. Nie wiedziała, ile minęło czasu zanim usłyszała nawoływania. Szybko wróciła do holu i z ulgą powitała rudzielców.
- Dziękuję, że przyszliście. Nie mam pojęcia, co tu się stało, ale musimy znaleźć Dracona.
- Spokojnie. Znajdziemy go na czas – powiedział cicho Fred i po chwili wszyscy zajęci byli poszukiwaniami.



Musiało minąć sporo czasu, bo posiadłość zaczęła tonąć w mroku, zanim dotarło do niej nawoływanie George'a. Modląc się, by nie było aż tak źle puściła się biegiem w jego kierunku.
- Ohh mój boże – zawołała i upadłaby, gdyby nie silne ramiona Freda, które ją przytrzymały. Wtuliła się w niego ufnie próbując opanować szloch. W najgorszych koszmarach nie spodziewała się zastać takiego widoku. Wzięła kilka głębszych oddechów i podeszła do zmasakrowanego ciała. Rzuciła kilka zaklęć diagnozujących, kilka innych czarów i odetchnęła. Nie było jeszcze za późno. Wyczarowała magiczne nosze i umieściła na nich blondyna.
- Nic mu nie będzie? - zapytał Fred, który kroczył obok niej. Przeklinała w duchu blokady nałożone na posiadłość. Musiała wyjść poza jej teren, by móc się teleportować do szpitala, a liczyła się każda minuta.
- Mam taką nadzieję. Uff wreszcie koniec tej przeklętej alejki. Muszę się z nim teleportować do szpitala. Jeśli chcecie, to możecie poczekać w moim biurze aż będę wiedziała coś więcej.



Bliźniacy siedzieli niespokojnie w biurze Hermiony czekając na jakąś wiadomość. Sami byli zaskoczeni tym, że martwią się o zdrowie tej tlenionej fretki.
- Kto by pomyślał – powiedział Fred uśmiechając się pod nosem. Widząc zaskoczenie na twarzy brata dodał – martwimy się o zdrowie fretki. Gdyby ktoś kiedyś mi powiedział, że będzie mnie interesował jego los, to zabiłbym go śmiechem.

George pokiwał głową i zapatrzył się w zegar. Wskazówki posuwały się bardzo powoli doprowadzając go tym do szału. W końcu mruknął w stronę brata, że idzie do kawiarni po coś do picia i zniknął za drzwiami.

Kwadrans później do swojego gabinetu weszła Hermiona. Wyglądała na wyczerpaną, ale zadowoloną. Dostrzegając Freda, który wciąż czekał przyglądając się jej książką podeszła do niego i przytuliła się. Zdziwiony chłopak spojrzał na nią, ale odwzajemnił gest.

- Dziękuję, że tu jesteś – powiedziała cicho i pocałowała go w policzek.
- Nie ma za co. Będę zawsze jeśli tylko o to poprosisz.

sobota, 2 lutego 2013

Rozdział 5

Nie jestem zadowolona z tego rozdziału ani trochę, ale podłością z mojej strony byłoby dalsze zwlekanie. Dlatego postanowiłam go dodać mając nadzieję, że mi wybaczycie ten gorszy wytwór mojej wyobraźni.

Edit: Jak wam się podoba nowy wystrój bloga? Mam nadzieję, że przypadł wam do gustu. Nieco tu zmieniłam. U góry pojawiły się "strony". Znajdziecie tam spis odcinków, które opublikowałam, linki do innych moich historii oraz jedną z dwóch moich miniaturek o FREMIONE, którą postanowiłam wam pokazać :)

~~ * ~~

Mimo wszelkich obaw, co do współpracy z bliźniakami Hermiona była zadowolona. Okazało się, że nie było się czego bać, gdy pilnowała niebezpiecznych składników i uważnie studiowała ich notatki. Z delikatnym uśmiechem na ustach weszła do swojego gabinetu, gdzie pochylony nad biurkiem siedział Draco i wypełniał coś w papierach. Zanim tutaj przyszła wypytała paru ludzi o to, jak radzi sobie jej były podopieczny i zaskoczyły ją pozytywne opinie. Można by rzec, że Draco był dość lubiany.

- Jak tam praca panie popularny? - zapytała śmiejąc się cicho, gdy spojrzał na nią z żądzą mordu w oczach.
- Dobrze się bawisz?
- Całkiem nieźle. Jak sobie radziłeś?
- Nie było tak źle.

Dziewczyna westchnęła i zasiadła przy swoim biurku przeglądając papiery, które nagromadziły się tu przez weekend. Mimo że dobrze się bawiła w laboratorium Weasleyów teraz trzeba było wrócić do rzeczywistości i zająć się obowiązkami. Z ciężkim sercem zabrała się za podpisywanie wyników badań. Po jakiejś godzinie do jej nosa dotarł zapach świeżej kawy. Ze zdziwieniem uniosła głowę i zauważyła, że w drzwiach stoi blondyn z dwoma kubkami w ręce.

- Może czas na przerwę?
- Brzmi jak plan.

Razem udali się do ogrodu na tyłach szpitala, by zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.

- Jak ci idzie współpraca z szaleńcami?
- Całkiem dobrze, choć na początku byłam przerażona. Wciąż muszę im wybijać z głowy szalone pomysły.
- Czyli nic się nie zmieniło?
- Raczej bym na żadne zmiany nie liczyła. To mi przypomniało, że jesteśmy do nich zaproszeni w weekend.
- Znowu? Ich wątroby jeszcze funkcjonują prawidłowo?
- Najwyraźniej tak.


Przez kilka następnych dni Hermiona poświęcała się pracy w szpitalu i pomocy Draconowi. W wolnych chwilach skupiali się na jej prywatnych projektach. Widziała dziwne błyski w oczach blondyna, gdy wspólnie pracowali. Czyżby tęsknił za nią przez te kilka dni? W sumie nie mogła mu się dziwić. Była jedną z niewielu osób, które dały mu szansę. Zastanowiła się przez chwilę, jak wyglądałoby jego życie, gdyby mu nie pomogła i przeraziła się.

Przez cały ten czas, gdy nadrabiała zaległości w pracy nie kontaktowała się z bliźniakami mając nadzieję, że nie wysadzą się w powietrze. Dla pewności pozabierała wszystkie bardziej niebezpieczne składniki a te, których zabrać nie mogła zabezpieczyła zaklęciem. Miała nadzieję, że tyle wystarczy, by przeżyli do weekendu.


Bardzo się zdziwiła widząc Freda w czwartkowe przedpołudnie w progu swego gabinetu. Nie pamiętała, by była z nim umówiona, ale może zapomniała.

- Hej, co ty tu robisz?
- Chciałem porwać cię na lunch i przedyskutować parę spraw.

Błysk w oku mężczyzny niepokoił ją, ale zgodziła się. Wiedziała, że na tą chwilę może zostawić wszystko w rękach blondyna. Zabrała z wieszaka płaszcz i wyszła za rudzielcem. Już po chwili siedzieli w zalanej słońcem restauracji znajdującej się niedaleko szpitala. Hermiona lubiła tu przychodzić i coś czuła, że rudzielec doskonale o tym wiedział. To dało kobiecie do myślenia.

- Więc czemu tutaj przyszliśmy?
- Żeby porozmawiać o twojej miłości do tlenionego.

Hermiona niemal zakrztusiła się kawą, którą właśnie piła. Spodziewała się wszystkiego tylko nie tego. Co też strzeliło mu do głowy?

- O czym ty bredzisz Fred?
- Widzę, jak na niego patrzysz. I jak on patrzy na ciebie.
- Niby jak na niego patrze?
- Tak jakoś inaczej, jakby ci zależało.
- Bo zależy. To mój przyjaciel Fred. Czyżbyś był zazdrosny?

Mężczyzna zarumienił się a Hermiona drugi raz w ciągu pięciu minut zadławiła się kawą. Co tu się u diabła działo? Najpierw wmawiał jej, że kocha Dracona a teraz okazuje się, że był zazdrosny? Nic już z tego nie rozumiała. Odstawiła kubek z kawą na stolik uznając, że tak będzie dla niej bezpieczniej i spojrzała na przyjaciela, który siedział przed nią.

- O co naprawdę chodzi Fred?

Rudzielec przez chwilę milczał zastanawiając się, co powinien powiedzieć zanim zdecydował się być szczery. Wiedział, że Hermiona wcześniej czy później by się tego dowiedziała, bo George nie potrafi trzymać języka za zębami, a nie chciał widzieć rozczarowania w jej oczach. Zbyt wiele jej zawdzięczał.

- Boję się, że tak będziesz zajęta tlenionym, że braknie ci czasu dla nas.
- Dlaczego miałoby braknąć mi czasu? Fred coś ty sobie uroił w głowie? Przecież obiecałam, że wam pomogę i robię to z przyjemnością.

Widziała, jak twarz Freda rozpromieniła się po jej słowach. I choć czuła, ze nie powiedział jej wszystkiego to póki co kryzys został zażegnany a ona mogła spokojnie wrócić do pracy. Nie mogła się doczekać miny blondyna, gdy powie mu o czym Fred chciał z nią rozmawiać.

- Czego chciał od ciebie pogromna kociołków? - zapytał Draco zanim zdąrzyła zamknąć za sobą drzwi od gabinetu. Uśmiechnęła się pod nosem i zajęła miejsce w swoim fotelu.
- Nie uwierzysz, jak ci powiem. Fred podejrzewa, że mam z tobą romans.

Po gabinecie poniósł się ciepły, głęboki śmiech. Hermiona zdziwiona spojrzała na blondyna. Nigdy nie słyszała, by się śmiał w ten sposób. Była mile zaskoczona. Nie mogła też winić rudzielca za te podejrzenia. Nie on pierwszy doszedł do takich wniosków. Na szczęście i ona i Draco niewiele sobie robili z tych plotek. Dobrze im się razem pracowało i można powiedzieć, że przez ten czas wytworzyła się między nimi przyjaźń. Dlaczego mieliby to niszczyć jakimś głupim romansem? Żadne z nich tego nie chciało.

Zamknęła oczy, by przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz czuła się dobrze i doszła do wniosku, że póki nie pojawił się Draco, była cholernie samotna. A potem do ich szalengo duetu dołączyli bliźniacy. Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział jej, że ci trzej faceci będą najbliższymi jej osobami nigdy by nie uwierzyła. Przecież wtedy była pewna, że to, co łączy ją z Harrym i Ronem przetrwa wszystko. Tak bardzo się pomyliła i nie potrafiła tego żałować. Straciła coś i coś zyskała.

czwartek, 10 stycznia 2013

Rozdział 4


Fred powoli dochodził do siebie. Pare razy rozmawiał z Hermioną na temat ich współpracy, ale wciąż zbywała go tekstami w stylu "najpierw dojdź do siebie". Powoli tracił cierpliwość. Jeśli tak ma wyglądać jej pomoc to chyba będzie musiał podziękować. Dla niego ten eksperyment był naprawdę ważny. Choć nikomu o tym nie mówili to razem z Georgiem mieli nadzieję, że dzięki temu uda im się zwrócić uwagę rodziców na siebie. Państwo Weasley już dawno zapomnieli, że mają inne dzieci.

Według słów Hermiony już tylko kilka dni dzieliło rudzielca od upragnionej wolności. Noc duchów miał spędzić w własnych czterech ścianach. Coś czuł, że razem z bratem urządzą z tej okazji jakąś mocno zakrapianą imprezę. W końcu było co świętować. Uśmiechnął się na samą myśl o morzu ognistej i kremowego piwa.

- Widzę, że ktoś tu ma dzisiaj dobry humor – powiedział Draco wchodząc do pokoju i przyglądając się rudzielcowi. Mimo że nigdy nie pałał do nich sympatią to przez wzgląd na Hermionę zakopali topór wojenny. I od tego czasu ich znajomość ewoluowała na nowy poziom. Może nie mogli nazwać tego przyjaźnią po grób, ale odnosili się do siebie w sposób cywilizowany, co niezmiernie cieczyło dziewczynę.
- Właśnie wpadłem na genialny plan, który zawiera ognistą i kremowe.
Draco zaśmiał się cicho i podszedł do łóżka chorego, by go przebadać. Wszystko goiło się poprawnie. Żadna rana nie wymagała specjalnej uwagi, opuchlizna niemal całkowicie zeszła. Parametry też były w normie. Wszystko wskazywało na to, że planowana impreza będzia miała miejsce.
- Lepiej nie mów o tym Hermionie, bo na pewno znajdzie powód, by Cię tu zatrzymać.
- Czego ma mi nie mówić? - zapytała dziewczyna, która właśnie weszła do pokoju. Draco zaśmiał się cicho widząc przerażoną minę Freda.
- No stary rzekłeś to w złą godzinę – mruknął Weasley zerkając na Hermionę i starając się zmienić temat. - Jak ładnie dzisiaj wyglądasz. To nowa bluzka?
- Niezła próba. A teraz gadaj, czego mam nie wiedzieć?

Rudzielec westchnął i po krótce opowiedział koleżance o swoim pomyśle. Nie byłby w stanie tego przed nią ukryć a chciał żyć z nią w przyjaznych stosunkach. W końcu niedługo miała stać się jego partnerem w labolatorium.

- To całkiem dobry pomysł. Możemy się wbić? - zapytała dziewczyna, gdy Fred skończył przedstawiać swój malowniczy plan i czekał na reprymendę. Niemal zbierał szczękę z podłogi, gdy usłyszał słowa dziewczyny.
- My czyli kto?
- Ja i Draco oczywiście. Co wy na to?

Draco spojrzał niepewnie na Freda, który wyglądał, jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Musiał przed sobą przyznać, że bał się odpowiedzi chłopaka. Niby udało im się dogadać, ale czy było to na tyle dobre, by zasłużyć na odrobinę akceptacji wykraczającą poza mury szpitala?

- A więc jesteśmy umówieni.
- Na co umówieni? - zapytał George, który właśnie wszedł do pokoju brata.
- Nie uwierzysz, ale szykuje się libacja w towarzystwie Hermiony i Malfoya. Uwierzysz? Będziemy pić z panną Wiem-To-Wszystko i tlenioną fretką. Nikt by nam w to nie uwierzył.

Na te słowa wszyscy wybuchnęli śmiechem. Porozmawiali jeszcze chwilę po czym Hermiona, ciągnąc za sobą blondyna udała się do swojego gabinetu.
Całkiem dobrze im się pracowało razem. Draco rzeczywiście miał wiele ciekawych pomysłów, które pomogły dziewczynie w jej projektach. Nad niektórymi zgodził się pracować razem z nią. Nie wiedziała, czemu to robił, ale była mu za to wdzięczna. Biorąc pod uwagę fakt, że niedługo część swojego czasu będzie spędzać w towarzystwie bliźniaków przyda jej się osoba, która racjonalnie patrzy na świat i pomoże jej, gdy zacznie popadać w obłęd.

- Nie boisz się współpracy z bliźniakami?
- Jeśli mam być szczera to cholernie. Nie mam pojęcia, co im może strzelić do głowy, ale będę spokojniejsza mając na nich oko.
- Dziękuję.

Dziewczyna zamrugała i spojrzała na blondyna. Choć wiele jej zawdzięczał to nigdy nie usłyszała od niego tego słowa. Zdawała sobie sprawę, że jego gorliwość i nadgodziny były swego rodzaju podziękowaniem za okazaną pomoc, ale miło było w końcu to od niego usłyszeć.

- A za co konkretnie mi dziękujesz? - droczyła się z nim Hermiona.
- Za danie mi szansy.
- Cała przyjemność po mojej stronie – posłała mu ciepły uśmiech i nachyliła się nad notatkami, które przed nią leżały. Musieli się sprężać, jeśli chcieli to skończyć dzisiaj. A zostało im niewiele czasu do obchodu.


Mocno zakrapiana impreza bliźniaków była strzałem w dziesiątkę. Całą czwórką bawili się wyśmienicie pijąc, żartując i w między czasie pochłaniając pyszne przekąski. Nigdy nie spodziewali się, że coś takiego może mieć miejsce. Dwóch największych rozrabiaków Hogwartu, szkolna encyklopedia i były śmierciożerca przy jednej butelce ognistej. Czyżby to zwiastowało początek nowej przyjaźni, której skadniki były conajmniej wybuchowe?

Draco tydzień później otrzymał tytuł uzdrowiciela. Mimo propozycji posiadania własnego gabinetu odmówił. Hermiona pozwoliła mu zostać w swoim. Czuł się tam dobrze i nie chciał niczego zmieniać. Przejął połowę obowiązków dziewczyny, dzięki czemu ta miała więcej wolnego czasu. Miał aby nadzieję, że przez pomoc bliźniakom nie zapomni o nim. Celowo zdecydował się pomóc jej w paru projektach, by mieć pewność, że nie utracą kontaktu. Ona i bliźniacy byli jedynymi życzliwymi mu osobami.


Hermiona z duszą na ramieniu szła do mieszkania bliźniaków, które mieściło się nad ich sklepem. Zdawała sobie sprawe, że nie ma odwrotu, ale wciąż łudziła się, że nie będzie tak źle. Była ciekawa, jak radził sobie Draco. To był pierwszy dzień, w którym został sam. Wiedziała, że da radę, ale on sam nie do końca w siebie wierzył. Pokręciła głową i zastukała do drzwi. Niemal natychmiast się otwarły. Nie zdążyła powiedzieć słowa, gdy została wciągnięta do środka.

- Do reszty Ci odbiło? - zapytała zdezorientowana zerkając na rudzielca.
- Ciebie także miło widzieć – wyszczerzył się Fred i wziął od dziewczyny płaszcz. - Napijesz się czegoś zanim zejdziemy do labolatorium?
- Nie dzięki. Chodźmy jestem ciekawa, co wy tam kombinujecie.

W milczeniu zeszli na dół. Minęli zapleczę sklepu i skierowali się jeszcze niżej. Labolatorium znajdowało się w piwnicy. Dziewczyna rozglądała się po nim zachwycona. Poczuła się, jakby znowu była w Hogwarcie. Przeszła się wzdłuż półek oglądając składniki, które zgromadzili. Choć nie spodziewała się tego po nich, to na półkach panował porządek i ład. Pokiwała głową w uznaniu i odwróciła się spoglądając na rudzielca.
- Jestem pod wrażeniem.
- Czujemy się zaszczyceni – powiedział Fred kłaniając się jej. Dziewczyna tylko przewróciła na to oczami. - Mamy teraz troche czasu dla siebie, bo George zajmuje się sklepem. Zajrzy do nas w wolnej chwili.
- Więc bierzmy się do roboty. Chciałabym jeszcze potem wpaść do szpitala sprawdzić, jak Draco sobie radzi.
- Czyżbyś coś czuła do fretki? - zapytał rudzielec chytrze się uśmiechając, czym zasłużył sobie na srogie spojrzenie.
- Tyle samo, co do Ciebie – odcięła mu się wystawiając język.
- O matko! W takim razie kochasz go do szalenstwa – chłopak złapał się za głowę a jego twarz wyrażała szczere przerażenie. Dziewczyna nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem. Jeśli tak będzie wyglądać ich współpraca to musi zaopatrzyć się w eliksir na skurcze.
Szablon stworzony przez Arianę | Technologia Blogger | X X