Freda rozpierała
nieopisana radość. Gdyby mógł, zatrzymałby czas. Chciał napawać
się tą chwilą do końca swoich dni. Chciał czuć jej drobne ciało
wtulone ufnie w jego ramiona. Chciał, by obdarzała go uśmiechami i
spojrzeniami. Chciał, by owiewał go jej ciepły śmiech. Chciał
mieć ją blisko siebie.
Wciąż szukał odpowiednich słów, by powiedzieć jej o tym, co czuł. Za każdym razem, gdy myślał, że jest blisko głos zamierał mu w gardle a on był zdolny tylko do tego, by marzyć o jej bliskości.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla niego znaczyła. Wieczorami odtwarzał jej obraz w myślał. Każdy pieg, delikatne zmarszczki wokół oczu, zmarszczony w niezadowoleniu nos. Nanosił każdy najmniejszy detal, by niczego nie pominąć. Żadnej małej rzeczy, która była potrzebna do dopełnienia całości jej idealności. Sam w to nie wierzył, ale chyba się zakochał. Pierwszy raz w życiu.
Hermiona spojrzała na siebie krytycznie w lustrze. Kolejna rzecz, w której wyglądała okropnie. Nienawidziła swoich ud i brzucha, które odznaczały się w każdych obcisłych spodniach czy spódniczce. Dlaczego Bóg pokarał ją taką właśnie budową? Nie mogła być szczupłą blondynką z nogami do nieba? Zrezygnowana zdjęła z siebie spodnie i postanowiła po raz kolejny zaufać swojej ulubionej, zwiewnej sukience. W niej wszystkie niedoskonałości były ukryte. Uśmiechnęła się zadowolona do swojego odbicia i wyszła z mieszkania. Nie wiedziała, co ostatnio się z nią działo, ale nie potrafiła przestać się uśmiechać. Cała promieniała zupełnie, jakby była... jakby była zakochana. Ale czy to możliwe? Przecież praktycznie nic o nim nie wiedziała. To wszystko działo się tak szybko. Czy on mógł czuć do niej to samo? Przecież pamiętał ją jako denerwującą jedenastolatkę, która wszystko wiedziała najlepiej. Nagle przypomniała sobie o spotkaniu, które odbyło się jakiś czas temu. O tych tajemniczych błyskach i zazdrości, która przemawiała przez rudzielca. Czy to możliwe, że już wtedy coś do niej czuł?
Przymknęła oczy, by przypomnieć sobie ciepło, które czuła będąc w jego ramionach. To było tak, jakby wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Czy to było właściwe uczucie? Mogła sobie na nie pozwolić?
- Wybacz spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałeś długo – powiedziała dziewczyna zajmując miejsce naprzeciwko rudzielca i i uśmiechając się do niego przepraszająco.
- Przed chwilą przyszedłem. Nie masz się o co martwić – odparł spokojnym głosem. Nie mógł nacieszyć oczu jej widokiem. W tej sukience wyglądała tak niewinnie. Pewnie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Więc... O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Fred wziął głęboki wdech i spojrzał jej w oczy. Przez chwilę milczał szukając odpowiednich słów, które cały czas wymykały mu się. Dostrzegał w jej spojrzeniu niepewność. Czy to możliwe, że domyśliła się wszystkiego? Że już wiedziała?
- Chciałem porozmawiać o nas. O tym, co do ciebie czuję.
Dziewczynie serce zabiło szybciej. A więc miała rację, on coś do niej czuł. I chciał z nią o tym porozmawiać. Czy mógł trafić na lepszy moment? Przecież raptem pół godziny temu zdała sobie sprawę z uczucia, które zrodziło się w jej sercu. Może ta rozmowa pozwoli jej wszystko zrozumieć i poukładać. Pełna wątpliwości czekała na dalsze słowa chłopaka.
- Pewnie się wygłupię, ale muszę ci to powiedzieć. Nie mam siły dłużej tego ukrywać. To z każdym dniem staje się silniejsze i przestaje nad tym panować. Zakochałem się w tobie i uznałem, że powinnaś to wiedzieć.
Zapadło niezręczne milczenie. Hermiona układała sobie w głowie wszystko to, co usłyszała, co czuła, czego się domyślała. Pierwszy raz od dawna jej myśli opanował chaos, którego nie potrafiła opanować. Uniosła twarz, by spojrzeć na rudzielca, który patrzył na nią z nadzieją. Co miała mu powiedzieć? Przyznać się? Czy była w stanie udawać?
- Fred ja... Boje się. Straciłam tak wiele osób. Nie chcę przez jakieś nieporozumienie stracić i ciebie.
- Co czujesz Hermiono? Czujesz to samo, co ja?
- Chyba tak. Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Fred zależy mi na tobie i nie chcę cię rozczarować. Może dajmy temu czas i zobaczmy, co się wydarzy?
- Brzmi jak plan.
Twarz rudzielca rozpromienił uśmiech. Chwycił dłoń Hermiony, która leżała na stole i ucałował ją delikatnie.
- Może powinniśmy coś zamówić zanim nas stąd wyproszą?
- Brzmi jak plan.
Nie wiedziała, czy to był sen, czy rzeczywistość, ale była szczęśliwa. Miała nadzieję, że to nie wpłynie na jej relacje z bliźniakami czy Draconem. Nie chciała, by panowała między nimi niezręczna atmosfera. Postanowiła z samego rana odwiedzić szpital i porozmawiać z blondynem. W końcu był jej przyjacielem. Powinien dowiedzieć się tego od niej. A im szybciej to zrobi, tym lepiej.
- Masz teraz chwilę? - zapytała stając w progu swojego gabinetu z dwoma kubkami świeżej kawy.
- Czytasz mi w myślach.
W ciszy udali się na tyły szpitala, gdzie zawsze spędzali przerwy. Zajęli swoją ulubioną ławkę i przez chwilę sączyli kawę w absolutnej ciszy.
- Chciałaś o czymś pogadać, czy po prostu się stęskniłaś za mną?
- I jedno i drugie.
- A więc słucham.
- Chyba jestem z Fredem.
Blondyn spojrzał na nią niepewnie. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Widział, że Freda ciągnęło do niej i był ciekawy, kiedy coś z tym zrobi. Ale dostrzegał na twarzy przyjaciółki zagubienie i obawę. Zupełnie, jakby spodziewała się, że on potępi ją za to, co właśnie usłyszał.
- Jesteś szczęśliwa?
- Tak.
- Więc nie martw się tym, co ludzie powiedzą. Zasłużyłaś na to. Fred to porządny facet i nigdy cię nie zrani. Nikt nie pokocha cię tak, jak on. A ja ciesze się, że wreszcie ruszył tyłek i przyznał się do tego, co czuje.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Czyżby wszyscy oprócz niej dostrzegali uczucie, którym darzył ją rudzielec?
- Dziękuję Draco. Chyba potrzebowała to usłyszeć – powiedziała cicho przytulając się do blondyna.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- I wzajemnie.
Wszystko miało swój początek i koniec w małych rzeczach, które osobno nic nie znaczyły, ale razem dawały dziewczynie to, co nazywamy szczęściem absolutnym. Kochała, była kochana i miała oddanych przyjaciół, z którymi mogła dzielić swoje szczęście. Nad jej życiem zaświeciło upragnione słońce. Rozpoczęła nowy rozdział zostawiając za sobą to, co mogło zburzyć jej szczęście. Teraz liczyła się tylko ona i trzej mężczyźni, którzy zawładnęli jej światem.
Wciąż szukał odpowiednich słów, by powiedzieć jej o tym, co czuł. Za każdym razem, gdy myślał, że jest blisko głos zamierał mu w gardle a on był zdolny tylko do tego, by marzyć o jej bliskości.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wiele dla niego znaczyła. Wieczorami odtwarzał jej obraz w myślał. Każdy pieg, delikatne zmarszczki wokół oczu, zmarszczony w niezadowoleniu nos. Nanosił każdy najmniejszy detal, by niczego nie pominąć. Żadnej małej rzeczy, która była potrzebna do dopełnienia całości jej idealności. Sam w to nie wierzył, ale chyba się zakochał. Pierwszy raz w życiu.
Hermiona spojrzała na siebie krytycznie w lustrze. Kolejna rzecz, w której wyglądała okropnie. Nienawidziła swoich ud i brzucha, które odznaczały się w każdych obcisłych spodniach czy spódniczce. Dlaczego Bóg pokarał ją taką właśnie budową? Nie mogła być szczupłą blondynką z nogami do nieba? Zrezygnowana zdjęła z siebie spodnie i postanowiła po raz kolejny zaufać swojej ulubionej, zwiewnej sukience. W niej wszystkie niedoskonałości były ukryte. Uśmiechnęła się zadowolona do swojego odbicia i wyszła z mieszkania. Nie wiedziała, co ostatnio się z nią działo, ale nie potrafiła przestać się uśmiechać. Cała promieniała zupełnie, jakby była... jakby była zakochana. Ale czy to możliwe? Przecież praktycznie nic o nim nie wiedziała. To wszystko działo się tak szybko. Czy on mógł czuć do niej to samo? Przecież pamiętał ją jako denerwującą jedenastolatkę, która wszystko wiedziała najlepiej. Nagle przypomniała sobie o spotkaniu, które odbyło się jakiś czas temu. O tych tajemniczych błyskach i zazdrości, która przemawiała przez rudzielca. Czy to możliwe, że już wtedy coś do niej czuł?
Przymknęła oczy, by przypomnieć sobie ciepło, które czuła będąc w jego ramionach. To było tak, jakby wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Czy to było właściwe uczucie? Mogła sobie na nie pozwolić?
- Wybacz spóźnienie. Mam nadzieję, że nie czekałeś długo – powiedziała dziewczyna zajmując miejsce naprzeciwko rudzielca i i uśmiechając się do niego przepraszająco.
- Przed chwilą przyszedłem. Nie masz się o co martwić – odparł spokojnym głosem. Nie mógł nacieszyć oczu jej widokiem. W tej sukience wyglądała tak niewinnie. Pewnie nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Więc... O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
Fred wziął głęboki wdech i spojrzał jej w oczy. Przez chwilę milczał szukając odpowiednich słów, które cały czas wymykały mu się. Dostrzegał w jej spojrzeniu niepewność. Czy to możliwe, że domyśliła się wszystkiego? Że już wiedziała?
- Chciałem porozmawiać o nas. O tym, co do ciebie czuję.
Dziewczynie serce zabiło szybciej. A więc miała rację, on coś do niej czuł. I chciał z nią o tym porozmawiać. Czy mógł trafić na lepszy moment? Przecież raptem pół godziny temu zdała sobie sprawę z uczucia, które zrodziło się w jej sercu. Może ta rozmowa pozwoli jej wszystko zrozumieć i poukładać. Pełna wątpliwości czekała na dalsze słowa chłopaka.
- Pewnie się wygłupię, ale muszę ci to powiedzieć. Nie mam siły dłużej tego ukrywać. To z każdym dniem staje się silniejsze i przestaje nad tym panować. Zakochałem się w tobie i uznałem, że powinnaś to wiedzieć.
Zapadło niezręczne milczenie. Hermiona układała sobie w głowie wszystko to, co usłyszała, co czuła, czego się domyślała. Pierwszy raz od dawna jej myśli opanował chaos, którego nie potrafiła opanować. Uniosła twarz, by spojrzeć na rudzielca, który patrzył na nią z nadzieją. Co miała mu powiedzieć? Przyznać się? Czy była w stanie udawać?
- Fred ja... Boje się. Straciłam tak wiele osób. Nie chcę przez jakieś nieporozumienie stracić i ciebie.
- Co czujesz Hermiono? Czujesz to samo, co ja?
- Chyba tak. Nie wiem. Mam mętlik w głowie. Fred zależy mi na tobie i nie chcę cię rozczarować. Może dajmy temu czas i zobaczmy, co się wydarzy?
- Brzmi jak plan.
Twarz rudzielca rozpromienił uśmiech. Chwycił dłoń Hermiony, która leżała na stole i ucałował ją delikatnie.
- Może powinniśmy coś zamówić zanim nas stąd wyproszą?
- Brzmi jak plan.
Nie wiedziała, czy to był sen, czy rzeczywistość, ale była szczęśliwa. Miała nadzieję, że to nie wpłynie na jej relacje z bliźniakami czy Draconem. Nie chciała, by panowała między nimi niezręczna atmosfera. Postanowiła z samego rana odwiedzić szpital i porozmawiać z blondynem. W końcu był jej przyjacielem. Powinien dowiedzieć się tego od niej. A im szybciej to zrobi, tym lepiej.
- Masz teraz chwilę? - zapytała stając w progu swojego gabinetu z dwoma kubkami świeżej kawy.
- Czytasz mi w myślach.
W ciszy udali się na tyły szpitala, gdzie zawsze spędzali przerwy. Zajęli swoją ulubioną ławkę i przez chwilę sączyli kawę w absolutnej ciszy.
- Chciałaś o czymś pogadać, czy po prostu się stęskniłaś za mną?
- I jedno i drugie.
- A więc słucham.
- Chyba jestem z Fredem.
Blondyn spojrzał na nią niepewnie. Nie wiedział, co powinien o tym myśleć. Widział, że Freda ciągnęło do niej i był ciekawy, kiedy coś z tym zrobi. Ale dostrzegał na twarzy przyjaciółki zagubienie i obawę. Zupełnie, jakby spodziewała się, że on potępi ją za to, co właśnie usłyszał.
- Jesteś szczęśliwa?
- Tak.
- Więc nie martw się tym, co ludzie powiedzą. Zasłużyłaś na to. Fred to porządny facet i nigdy cię nie zrani. Nikt nie pokocha cię tak, jak on. A ja ciesze się, że wreszcie ruszył tyłek i przyznał się do tego, co czuje.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Czyżby wszyscy oprócz niej dostrzegali uczucie, którym darzył ją rudzielec?
- Dziękuję Draco. Chyba potrzebowała to usłyszeć – powiedziała cicho przytulając się do blondyna.
- Nie ma za co. Od tego są przyjaciele. Zawsze możesz na mnie liczyć.
- I wzajemnie.
Wszystko miało swój początek i koniec w małych rzeczach, które osobno nic nie znaczyły, ale razem dawały dziewczynie to, co nazywamy szczęściem absolutnym. Kochała, była kochana i miała oddanych przyjaciół, z którymi mogła dzielić swoje szczęście. Nad jej życiem zaświeciło upragnione słońce. Rozpoczęła nowy rozdział zostawiając za sobą to, co mogło zburzyć jej szczęście. Teraz liczyła się tylko ona i trzej mężczyźni, którzy zawładnęli jej światem.